Łowca snów (Dreamcatcher)
Będzie krótko. Łowca snów - Dreamcatcher - to film na podstawie powieści Stephena Kinga. Od razu należy zaznaczyć, że jak wszystko, co wychodzi spod pióra Kinga, tak i to jest horror. I to dość dobry - tu już mówię o filmie. Jest po trochu przyjaźni, zjawisk paranormalnych, wspomnień z dzieciństwa i wojska, sensacji, fantastyki…
Film dobrze się ogląda. Postacie nabierają wielu wymiarów, przez co jest jeszcze straszniej. Nie ma nic gorszego niż horror z papierowymi, płaskimi bohaterami - jak to się często zdarza. Tutaj nic nie psuje autentyczności. Człowiek jest gotów uwierzyć. Uwierzyć w Dudditsa, łowcę snów, telepatię i czytanie w myślach…
Tymczasem pół roku później zaczyna padać śnieg. W domku, w lesie, gdzie czwórka przyjaciół spędza dwudziesty wspólny wyjazd pojawia się przemarznięty człowiek, błąkający się całą noc, zagubiony… I potem zaczyna cierpnąć skóra, a włosy stają dęba gdy nadlatują wojskowe śmigłowce…
Film iście kingowski. Polecam!
Egzorcyzmy Emily Rose
Po pierwsze i na początku odradzę film osobom, które mają wybujałą wyobraźnię, które sobie postanowiły obejrzeć film w domowym zaciszu, jak już wyjdzie na DVD, na swoim kinie domowym. Odradzam tym bardziej, jeśli dom, w którym mieszkają znajduje się na uboczu a wypełniają go oprócz domowników zwierzaki wszelakie (zwłaszcza koty). Jeśli gdzieś jeszcze są niedaleko konie i kościół, gdzie odprawiają egzorcyzmy… to lepiej niech od razu nastawi się na oglądanie czegoś mniej strasznego… Tym bardziej, że każdej nocy wybija godzina 3.00 …
Resztę gorąco zachęcam do zapoznania się z historią życia i śmierci Emily Rose - dziewczyny, którą opętały demony…
Film jest klasyczną retrospekcją wydarzeń z sali sądowej w których uczestniczył Ojciec Moore - ksiądz i egzorcysta, znajomy rodziny państwa Rose. Zostaje on oskarżony z urzędu o nieumyślne spowodowanie śmierci Emily. Na tej sali rozgrywa się nie jedna walka, ale dwie - jedna, miniona, walka Emily z demonem, druga - o prawdę - czy demony i całe to “voo-doo” istnieje. Agnostyk kontra wierzący. I Katolik kontra Szatan.
13. dzielnica
Trzynasta dzielnica to zrealizowane na kanwie pomysłu Luca Bessona kino sensacyjne z odrobina science-fiction. Sci-fi stanowi jedynie drobny fragment całości. Ot w niedalekiej przyszłości 2010 roku w Paryżu trzynasta dzielnica została ogrodzona murem. W środku zamknięto gangi, walczące o narkotykowa dominacje jak i sporo ludzi uczciwych, którzy mieli pecha mieszkać akurat w tej części miasta. W sumie 2 mln obywateli (niezła dzielnica - w PL to miasta tyle nie mają). Jednak zamkniecie okazało sie uciążliwe i kosztowne. A tu dodatkowo rząd gubi coś, co nie powinno trafić w niewłaściwe ręce (a oczywiście trafia). Akcja się zaczyna…
Oliver Twist (reż. Roman Polański)
Oliver Twist to najnowsze “dziecko” Polańskiego. Perfekcyjne i doskonałe. Istny majstersztyk. Obraz przenosi widza w XIX wieczny Londyn. Wspaniały wydaje się klimat, wierne odwzorowanie, wspaniała gra aktorska małych jak i dużych aktorów, odrobina przaśnego humoru, dobrze zarysowane postacie. Podobno najwierniejsza adaptacja powieści.
I można tych ochów i achów nie szczędzić. Bo jest tutaj nad czym się pozachwycać. Niestety ta złota bańka jest wewnątrz pusta. Gdzieś zagubiło się to “nieuchwytne coś”, którego obecność wznosi film na wyżyny, a nieobecność bezlitośnie tłamsi i niszczy.
Film oglądałem z przyjemnością i jak najbardziej pozytywnym nastawieniem. Niestety, seans dłużył mi sie niemiłosiernie. Siedząc blisko ekranu nie widziałem czy pozostałe pięć osób na sali zerkają na zegarki. Ja owszem, trzy razy zerkałem, kiedy koniec, kiedy koniec - zastanawiałem się.
Broken Flowers (reż. Jim Jarmusch)
Broken Flowers to film w reżyserii Jima Jarmuscha, do którego scenariusz napisał on sam, tworząc postać dla Billa Murraya. Opinie o filmie są najróżniejsze. Film porównywany do Virgin Suicides i Lost in Translations stylem i klimatem (nota bene abydwa filmy jednej reżyser - Sofii Coppoli). Tymczasem…
…tymczasem niestety nie dorasta on do pięt tym filmom. Brak w nim tego nieuchwytnego klimatu, wplątanego w wyśmienite w obydwu przypadkach dźwięki (zespół Air stworzył wspaniały podkład do Virgin Suicides). Broken Flowers to też nie w pełni Jarmuschowe kino. Jakby trochę brakuje tego, co się widziało w poprzednich, ot choćby ostatnim Kawa i Papierosy. Broken Flower ani nie jest odpowiednio nostalgiczny, ani wyrafinowanie zabawny. Po prostu jest i nazwiska Jima i Billa nie zrobią z niego arcydzieła.
Na tym skończę - nie widzę powodu, aby więcej słów poświęcać Broken Flowers…