Casshern
Casshern to obraz, który zaparł mi dech w piersi. Po pierwsze i chyba najważniejsze formą przekazu, a ta jest niebagatelna… Właściwie to ciężko powiedzieć, czy ten film to film animowany z wstawkami aktorskimi czy wręcz odwrotnie. W każdym bądź razie obraz pełny jest mariażu nowoczesnej animacji komputerowej oraz wmieszanych w nią ludzi.
Ale nie myślcie sobie, że to taki zwykły film z efektami. O nie. Ten film pod kątem obrazu to totalny miks wielu form - od czarno białej kamery, poprzez ujęcia z 8mm hobbystycznej kamery aż po najnowocześniejszą technikę filmowania. A wszystko na dodatek jest tak wyważone, że nie ma sie poczucia przesady. Każdy, ale to dosłownie każdy element obrazu gra, stanowi tło lub jest po prostu potrzebny bo coś znaczy…
Film jest niezwykle dynamiczny. Są momenty, w czasie których przyspiesza wręcz niemożliwie, po za granice percepcji widza. Gdy do tego dochodzi mocna, szybka i dynamiczna muzyka to czujemy się niemal jakbyśmy siedzieli okrakiem na startującej rakiecie kosmicznej. Pęd, huk, światło… A potem cisza, uspokojenie, stan nieważkości. I znów przerwa, uspokojenie. A zaraz potem wybuch o sile eksplozji jądrowej…
A historia? Jest prosta. Gdyby się zastanowić to jest prosta - wojna jest zła, po prostu. I to by było wszystko gdyby nie fakt, że Casshern opowiada tą historię w sposób zawikłany. Nie jest już ona taka prosta, przesycona jest różnymi wątkami - to prawie tak jakby to był film w filmie nakręcony w filmie. Nie spodziewałem się, że tyle brutalnych obrazów wojny, tyle przesłań od człowieka do człowieka można tak opowiedzieć. Tak zakręcić. Tak dużo dać do zrozumienia.
Nie wiem, czy udało mi się powyżej oddać choć ułamek tego, jaki ten film jest. Niewątpliwie będę musiał do niego jeszcze wrócić. Teraz jestem jakby w lekkim szoku, a może to po prostu objawy przegrzania szarych zwojów. Za dużo obrazów, emocji, uczuć, przekazów, faktów, przemocy, miłości, robotów, wojny, wybuchów, człowieczeństwa, walki, zrozumienia, zdrady, podstępu… Za dużo Casshern… :)