Wyspa zaginionych (Hierro, 2012)
Zdecydowanie na nie.
Klimatyczny, nastrojowy horror nie musi oznaczać nudy. Ma mieć za to to ulotne coś, co przytrzymuje widza przed ekranem. Zdecydowanie nie są to przetrzymane zbyt długo ujęcia w akompaniamencie zbyt głośnej i zbyt nachalnej muzyki. Dokładając do tego oklepane efekty (martwy ptak, skrzeczący kran, smutne spojrzenia) otrzymujemy nieudany mariaż „starej dobrej szkoły horroru” z próbą stworzenia „arcydzieła intelektualnego”, którego akcja ma się rozgrywać gdzieś poza postrzeganiem. Z obydwu wybrano to co najmniej ciekawe i sklejono w całość, jakby brakło pomysłu na poprowadzenie fabuły w jakiś zaskakująco dobry sposób.
Wydaje się, że pierwsze skrzypce w Hierro zajmuje muzyka. Dominuje nad wszystkimi pozostałymi elementami filmu. I to samo w sobie nie jest złe. Złe jest zaś to, że muzyka sobie, a film sobie. Muzyka narzuca akurat solo na pianinie, więc obraz trzeba dopasować. I do tego muzyka nie daje zaistnieć obrazowi. Więc mamy taką „audycje radiową” z obrazkami, zamiast filmu.
Cóż więcej można napisać? Nie polecam.
Ocena: 2/10
Hell (Niemcy, 2011)
Postapokaliptyczna klapa.
Niskobudżetowy film, którego wadą nie jest niski budżet. Bo wykorzystano go – patrząc po efekcie końcowym – całkiem dobrze jeśli chodzi o efekt (techniczny, wizualny). To co sprawia, że w moim uznaniu film jest klapą? Bo oglądałem „Drogę”. I gdyby nie powstał ów film (Droga) to Hell miałby szansę. Jakąś szansę. Większą niż obecnie. Bo niestety ten kolejny postapokaliptyczny film to po prostu wielki brak czegoś nowego. Jest po prostu kolejny. Nie da się nie porównywać i ustawić go na pozycji „ale to już było”. Film drogi – jadą, przemierzają niszczejący świat, walczą, przeżywają, docierają, zmagają się – po prostu film drogi. Kolejny i niczym szczególnym się nie wyrózniający.
Vinyan (2008)
W podróży przez piekło
byłoby przynajmniej sucho
Lecz podróż ta jest do serca Birmy, w deszczu, który nie ustaje padać. Vinyan to horror dla ludzi o mocnych nerwach. I nie chodzi tutaj o to, że jakieś Bobo* wyskakuje i straszy widza. Vinyan to horror znacznie mocniejszy niż amerykańskie klasyczne horrory.
Niemal zawsze, gdy cywilizowany biały człowiek rozpoczyna wędrówkę, bynajmniej nie turystyczną, w serce dzikiego nieznanego lądu odkrywa nie tylko to, co zwykle jest skryte przed oczami kamer i telewizji. Podążając w jednym celu, pchany miłością lub innym uczuciem zagłębią się w mroczną stronę świata. Odkrywa nieodkryte. Dla niego. Bo inni tam żyją i przyjmują taki stan rzeczy, taki świat, jako coś swojego, normalnego, bliskiego ciału niczym koszula.
Podróż zaczyna się w „cywilizacji”, gdzie matka rozpoznaje na filmie video swojego zaginionego pół roku temu syna. Od tego momentu nie ma innego wyboru jak pojechać i szukać. Bo zawsze jest nadzieja. A przecież widziała. I tak rozpoczyna się podróż w inny świat. Przerażająco biedny, zniszczony, rządzący się swoimi prawami. Poszukiwania białego chłopca w Birmie to trudne zadanie. Jednak nasi bohaterowie znajdują przewodnika. Oczywiście słono za wszystko płacąc kolejnym pośrednikom. Jednak czy liczylibyście pieniądze w takiej chwili?
Clubbed (UK, 2008)
Jakby nie próbować, to nie da się nazwać naszych dystrybutorów “bystrzakami”. Premiera światowa filmu Clubbed miała miejsce na jesieni 2008 roku. A już wiosną 2011 pojawiło się DVD z dystrybucją Clubbed w Polsce. Brawo za refleks. Ale dlaczego o tym pisze? Dlatego, że film osadzony jest w złotej erze brytyjskiej sceny klubowej. A siła przekazu z roku na rok słabnie w takiej sytuacji. To tak jakby teraz pierwszy raz oglądać Mordercze Lato. Patrzy się na to z pewnej perspektywy.
W każdym bądź razie - nie jest źle. Historia opowiada o bramkarzach nocnego klubu, o dilerach narkotyków, o gangsterach i całej ciemnej stronie, która nieodłącznie towarzyszy miejscom zabawy i nocnej rozrywki - czyli klubom. Opowiada też o tym, jak stać się silnym. I właśnie silnym staje się główny bohater - robotnik, który ma przegrane życie a żona (w separacji) przy córkach opowiada jaki to tatuś jest słaby, bezsilny.
Niezwykłe przygody Adeli Blanc-Sec
Przygodowy film Luca Bessona zatytułowany Niezwykłe przygody Adeli Blanc-Sec chyba nie do końca wyszedł. Jest to kino familijne-przygodowe, skierowane do widza w każdym wieku. Ale boje się, że zarówno starsi jak i młodsi widzowie będą się nudzić.
Przeciętność - to słówko najlepiej oddaje cały film. Niby jest intryga, niby jest akcja. Ale ta intryga jakaś taka mdła. Akcji nie za wiele. Napięcia nie ma - a teraz nawet filmy dla dzieci trochę straszą, trochę do płaczu zmuszają. Zaś specyficzny francuski humor rozbawiał chyba głównie twórców (i być może francuską widownię).
Niestety też panna Adela nie ma charyzmy podobnej Indianie Jones czy Kapitanowi Jackowi Sparrow. Nie wymagam aż tyle, jednak przydałoby się, żeby główny bohater takiego kina tworzył je i prowadził fabułę skupiając na sobie uwagę widza. Wywołujące emocje.