Sierociniec (El Orfanato)
Horror Sierociniec (El Orfanato) dłuży się człowiekowi niczym wielka micha flaków z olejem. Powolność akcji jest zabijająca - widz ciągle oczekuje, ze coś się zacznie dziać. Tymczasem ciągle coś skrzypi w starym domu. Ciągle coś drewnianego o coś metalowego uderza. I głośność muzyki narasta. A potem opada. I słychać morza szum, mewy śpiew.
O ile w takim Lśnieniu samo oczekiwanie było iście elektryzujące, atmosfera gęsta od przyszłych wydarzeń, szaleństwo dopiero miało zaistnieć a w powietrzu wisiało coś więcej niż obłąkanie, strach, pustka.
Tymczasem w Sierocińcu nawet jak się coś dzieje, to nic się nie dzieje.
Alpha dog
Alpha dog to film z dość dobrą obsadą a jednocześnie tragicznie kiepski. Nic go nie ratuje przed moją krytyczną oceną, z która pewnie część z Was sie nie zgodzi.
Samą obsada filmu się nie uratuje (inna sprawa, że często się taki film dobrze sprzeda, bo gawiedzi będzie się wydawało, że jak tam Willis gra to och ach…). A w Alpha dog właściwie nie ma nic po za obsada. Jest fabuła - oparta na faktach historia o tym, jak w szemranym towarzystwie dilerów i jednocześnie ćpunów dochodzi do mniejszych lub większych spięć. Ktoś komuś pożyczył kasę, ktoś komuś nie oddał, ktoś komuś coś jest dłużny, a ktoś komuś nie daje drugiej szansy. W potoku wulgaryzmów i imprez poznajemy bohaterskich dilerów i ich problemy. Nuda panie, jak stąd do księżyca. Żeby nie usnąć pojawia się w fabule kupa, śmierdząca i na środku kosztownego dywanu. Sprawa się zaognia. Jedni źli zaczynają źlić się na innych złych w efekcie czego ktoś zginie. No i potem film znów usypia, bo ci źli są przedstawieni jako nie tacy do końca źli, ale w sumie jednak źli i bach-bach, czy raczej ratatututututututtytyttypifpaf. Koniec filmu to jeszcze kto ile dostał latek i kogo kiedy złapano.
Dla kinomana - ten film to ani dokument, ani fabularnie ciekawy film. Ot takie niebałdzowiadomoco. Nudny, nietrzymający w napięciu, nie powodujący smutku ani żadnych innych emocji twór filmopodobny.
Sen Kasandry (Cassandra’s Dream)
Z perspektywy mojego poddasza arcydziełem ten film nie jest. Wydawało się, po ostatnich dwóch filmach Woody’ego, że wyjazd z Nowego Jorku wyszedł mu na dobre i powraca do świetnej formy. Ale ten film rozczarowuje. Rozczarowuje nie dlatego, że jest kiepski ale dlatego, że nie utrzymał trendu wzrostu po Match Point i Scoop. Są świetni aktorzy, jest szybka fabuła, nie głupi scenariusz, mamy i ciekawą puentę. Ale zabrakło jakiejś werwy intelektualnej, czegoś na kształt “Seks Nocy Letniej” lub choćby dobrej komedii jak w Klątwie Skorpiona. Akcja toczy się strasznie płytko i gibko, tak jakby reżyser chciał koniecznie pokazać nam jak najszybciej swój pomysł na zakończenie i powiedzieć: No to co Wy na to. No i niewiele można powiedzieć, bo przesłanie jest poważne a tymczasem nie było żadnej zabawy z widzem, żadnej próby żonglerki konwencjami i wciągnięcia w wir zdarzeń. Dwóch braci, jeden wyważony i łebski (Ewan McGregor) drugi wyluzowany hazardzista (Colin Farrell). Kochają się jak bracia, cieszą wspólnymi szaleństwami, pomagają w potrzebie, znajdują odpowiednie dla siebie kobiety (odpowiednio: wyzwolona artystka i prosta kelnerka). Wszystko jest jasne proste i czytelne. Nawet postawiony przed nimi życiowy dylemat, zbrodni dla ratowania rodziny a po prawdzie dla kasy, rozważany jest jak picie porannej kawy. Nawet zastosowany chwyt rozmowy w deszczu nie dodaje tej scenie żadnej dramaturgi. Ot londyński shower - i taki jest też ten film. Obejrzeć można i warto ale od Allena wymagać trzeba więcej.
Open City (Moobangbi Dosi)
Open City (Moobangbi Dosi) to erotyczny thriller sensacyjny produkcji południowokoreańskiej. Reżysera już poznaliśmy, bo Son Ye Jin stworzył takie filmy, jak A Moment to Remember czy April Snow. Tym razem dostajemy wyśmienite kino… akcji? O nie, nie do końca i nie głównie. Film, pomimo, że są tam sceny walk wręcz i wątek kryminalny, nie jest szablonowym kinem akcji w stylu amerykańskim. Film daje satysfakcję widzowi, bo nie traktuje go jak popcornowego ćwierćinteligenta wypranego z uczuć i pozbawionego rozumu. Open City opowiada o gangu kieszonkowców. To po krótce. Bo Open City to film o ludziach i relacjach międzyludzkich. W amerykańskim filmie akcji dostalibyśmy złych ciętych z szablonu “zły nr 17″ i dobrych oraz szlachetnych wyciętych z innego szablonu. Tymczasem w Open City, pomimo rozróżnienia dobrych i złych, zachowania bohaterów już nie są takie proste i oczywiste. Nasi bohaterowie nie są płascy i szablonowi - a wyraziści, dobrze nakreśleni, skrywający w sercach swoje - często tragiczne - historie z przeszłości. Ten cały, jak to się mówi, background rzutuje na ich zachowania. I dzięki temu sprawia, że film jest dobry. Jest dobry, bo pełny żywych ludzi, prawdziwych silnych uczuć.
Niestety w Polsce to chyba mało kto słyszał o tym filmie. Jakaś wzmianka znajduje się na Filmwebie. Kupić ani obejrzeć w kraju nie ma gdzie. Film można jedynie nabyć wysyłkowo np. w sklepie www.yesasia.com