Przetrwanie (The Grey, 2012)
Przetrwać ten film to wyzwanie. Prawdziwe. Bo nudny jest niesamowicie. Omijajcie, jeśli możecie.
Krytycy i recenzenci próbują w swoich opisach jakoś uratować ten film, nadać mu mistycyzmu, wyjaśnić i zniwelować niedoskonałości scenariusza jak i gry aktorskiej, zignorować wszelakie babole. Ale nie wierzcie im – film jest po prostu słaby. Próba siłowego podejścia i wyciśnięcia z niego klimatu – nie uda się. A czas spędzony (zmarnowany) na oglądaniu tego filmu warto przeznaczyć na cokolwiek innego (mycie okien, spacer z psem, oglądnięcie M jak Miłość…)
Oszukać przeznaczenie 5 (Final Destination 5, 2011)
Śmierć lubi się powtarzać.
Wielokrotnie. Cykl filmów Oszukać Przeznaczenie ma zarówno swoich zagorzałych zwolenników (w tym mnie) jak i przeciwników. Jest fenomenem. Połączeniem horroru i jednocześnie komedii (choć komedią jest dla tych wszystkich, których śmieszą różnorakie sceny śmierci i dużo dużo krwi wkoło).
Piata odsłona daje widzowi dokładnie to, czego on oczekuje. Znów grupka młodych ludzi cudem ratuje się z opresji, w której powinni ładnie jeden za drugim zginąć. I znów śmierć podąża ich tropem. Rożnica tylko w postaciach, dekoracji i pomysłowości na wykańczanie coraz to kolejnych osób. Zabawa jest świetna.
Martwi mnie tylko jedno – seria zatoczyła koło. Piątka kończy się w momencie, gdy rozpoczyna się jedynka. Czy to oznacza śmierć serii? Wierzę jednak, że scenarzyści i producenci wymyślą jakiś sposób, by szósta odsłona śmiertelnej rozrywki wróciła na ekrany.
Coś (The Thing, 2011)
Koszmar.
Koszmar w sensie – film klasy B, a do tego nie śmieszny. Więc może zanim zacznę wymieniać wady i czepiać się przez porównania starszego filmu Carpentera o tym samym tytule napiszę o pozytywach. Właściwie jest jeden pozytyw w filmie Coś (The Thing, 2011) – końcowe napisy. Serio.
I nie chodzi mi o to, że się wreszcie pojawiają aby zakończyć to żenujące przedstawienie, ale to, że w bardzo fajny i sprytny sposób łączą końcówkę Coś (2011) z początkiem Coś (1982). Po przebrnięciu przez film po prostu nie myślałem, że coś w nowym Coś może się udać. Coś się udało. Finał.
A teraz o tym co się nie udało. I będę się streszczał. Nie mam żalu do twórców, że nie udało im się nawiązać w tym filmie do Coś Carpentera, tak jakby mogli zrobić. Carpenter pokazywał różne scenki, które Norwegowie zarejestrowali kamerą i na zdjęciach. Amerykanie przeglądali to i starali się domyślić co się stało. Tymczasem w tym podniosłym momencie w nowym filmie nie widać aparatów, kamer. A co za tym idzie tej doniosłości odkrycia pojazdu kosmicznego zarytego w lodzie jak i obcej zamrożonej formy życia. Ale , że prequel odbiegł trochę od tego co już znamy i tego jak należałoby się spodziewać że zobaczymy, to najmniejsza wada Coś (2011). Są większe.
Tożsamość (Unknown, USA 2011)
Film obejrzałem. Ale jakoś nie miałem natchnienia opisywać. Właściwie powinienem od razu ostrzegać, przestrzegać, odradzać, ratując Was przed szmirowatym kinem. Jednak myślałem, że to moje uprzedzenie wobec Neesona, którego raz trawię raz nie trawię w filmach. JEdnak dzięki temu, że znalazłem podobną krytykę i podobne do moich przemyśleń - robię tutaj krótki swój wstęp i pozwalam sobie zacytować w całości znalezione fragmenty…
INNI O FILMIE:
Dwa zdania na temat tej rozpaczy. Uwaga - SPOILERY jak ruskie czołgi!
Do filmu podszedłem z dość dobrym nastawieniem, które się utrzymało przez jakiś czas. W końcu - realizacja całkiem dobra, Neesona lubię i grał na poziomie, zaczęło się w miarę obiecująco. Nastrój stopniowo się obniżał, gdy zorientowałem się, że scenariusz pikuje i nie ma szans na satysfakcjonujące domknięcie historii. Scenariusz… minutę po zakończeniu projekcji zapytałem sam siebie: jak można było spłodzić tak kretyńską historię z tak oczywistymi dziurami? Jakim cudem ten scenariusz został zrealizowany w takiej formie? Dlaczego Neeson się zgodził wziąć w tym udział? Czy ludzie nie myślą?
Zakazana Rzeczywistość / Запрещенная реальность (Rosja)
“Film Maksimowa to kolejna spektakularna produkcja science fiction naszych (dawnych) wschodnich sąsiadów. I, niestety, kolejna – po „Indygo” Prygunowa oraz „Nowej Ziemi” (2008) Aleksandra Mielnika – artystyczna porażka. Okazuje się, że bezmyślne naśladowanie amerykańskich wzorców, przy jednoczesnej rezygnacji z typowo rosyjskiej specyfiki, najczęściej kończy się katastrofą. Żal! Nie tyle zresztą nawet Wasilija Gołowaczewa – bo film wart jest mniej więcej tyle, ile powieść, na której został oparty – co wyrzuconych w błoto pieniędzy. Gospodi, pomiłuj!”
Rosjanie jak chcą to potrafią. No a nawet jak nie potrafią to się starają. Jak już się starają to czasem kopiują. To lub tamto. I tak oto Запрещенная реальность to nic innego jak rosyjski Matriks. Ale Zakazana Rzeczywistość nie samym Matriksem żyje - kalki z klasyków SF tutaj co niemiara. Sam film nie ma do zaoferowania widzowi niczego, czego by już nie widział. A że wykonanie kalk, połatanych dość nieporadnie w całość (aby tylko było) ogólnie przysłowiowej kupy się nie trzyma, to film raczej odrzuca, męczy, niż daje jakąkolwiek radość z oglądania…
Ocena: 1/10 (ten jeden, to za to, ze im się chciało)
Inni o filmie - Esensja (fragment recencji):
Akcja obrazu rozgrywa się w Moskwie w 2013 roku, a jego głównym bohaterem jest Matwiej Soboliew, niegdysiejszy zwiadowca i komandos, który kilka lat wcześniej cudem uszedł z życiem z kolejnej śmiertelnie niebezpiecznej misji; teraz natomiast zażywa spokoju, mieszkając w domku położonym w lesie nad brzegiem jeziora. O takich jak on jednak się nie zapomina, ich umiejętności są bowiem zbyt dużo warte i zbyt wielu jest chętnych na ich wykorzystanie.