2012 (USA 2009, katastroficzny)
Miałem wielką, nieprzepartą ochotę na obejrzenie lekkiego katastroficznego kina zrobionego z rozmachem. No to wybrałem się i obejrzałem. Gdyby nie moje nastawienie, to pewnie teraz bym pomstował. A tak, całkiem przyjemnie się oglądało. Prawie całkiem przyjemnie…
Całość banalna - zbliża się katastrofa. Nie mam pretensji dla Emmericha - przeciez to kino lekkie i dla masowego (amerykanskiego lub zamerykanizowanego) odbiorcy. Wiecpozim naukowy podstaw konca swiata pomine. Pomine tez milczeniem cala fabule krecaca sie wokol glownych bohaterow. Bo tutaj nie ma co pisac - musza byc standardowi bohaterowie filmow katastroficznych. W dobrym, amerykasnkim, patetycznym wymiarze.
Pierwsze pol godziny tego ponad 2 godzinnego filmu nic sie nie dzieje. Niby narastac ma napiecie, ale nie narasta. To nie Hitchcock. Racja. Ale trochę napięcia by sie przydało. Potem zaczyna się “katastrofa”. I znow poza wysmienitymi wielkiej skali efektami specjalnymi nie ma nic. Ktos ginie. Ktos cudem nie ginie. Ale przynajmniej zaczyna sie cos dziac. I juz do konca filmu nie jest tak zle. Tylko jakies ze dwie przerwy na drzemke i ziewanie. (więcej…)
