Hell (Niemcy, 2011)
Postapokaliptyczna klapa.
Niskobudżetowy film, którego wadą nie jest niski budżet. Bo wykorzystano go – patrząc po efekcie końcowym – całkiem dobrze jeśli chodzi o efekt (techniczny, wizualny). To co sprawia, że w moim uznaniu film jest klapą? Bo oglądałem „Drogę”. I gdyby nie powstał ów film (Droga) to Hell miałby szansę. Jakąś szansę. Większą niż obecnie. Bo niestety ten kolejny postapokaliptyczny film to po prostu wielki brak czegoś nowego. Jest po prostu kolejny. Nie da się nie porównywać i ustawić go na pozycji „ale to już było”. Film drogi – jadą, przemierzają niszczejący świat, walczą, przeżywają, docierają, zmagają się – po prostu film drogi. Kolejny i niczym szczególnym się nie wyrózniający.
Mroźny wiatr (Wind Chill, 2007)
Mrożący krew w żyłach horror.
Dosłownie!
Uwielbiam tego typu horrory. Klasyczne, w starym stylu, bez udziwnień. Bez nadęcia. Heroizmu. Absolutnie dobrych zakończeń. Z klimatem (np. Mroźnym). Bez strzelania czy latania z siekierami, a jednak krwiste i przerażające w ramach przyjętej konwencji. Z dystansem do rzeczywistości o tyle, że wiemy, że to wszystko dzieje się na niby, ale mogłoby się – może, hipotetycznie – wydarzyć i gdzieś kiedyś komuś przydarzyć. Ale nie, raczej nie.
A jednak film wciąga widza na tyle, że nie pozwala mu się znudzić. Perypetie bohaterów uwiezionych w … (nie napiszę w czym) podczas powrotu ze szkoły do domy na wesołe święta bożego narodzenia i ich oczywista walka o przetrwanie to wynik – jak to zwykle bywa w horrorach – zbiegu okoliczności oraz próby skrócenia drogi skrótem. Zjazd z nudnej autostrady w ośnieżona boczna, acz piękną, dróżkę zapowiada początek kłopotów. A towarzystwo spotkane w ostatniej przed zjazdem stacji benzynowej nie napawa nadzieja, że ktoś przyjdzie z ratunkiem w tym przedświątecznym czasie.
Polowanie na czarownice (USA, 2011)
Polecać czy odradzać? Oto jest pytanie…
Polowanie na czarownice (Season of the Witch) z Nicolasem Cagem i Ronem Perlmanem w roli wiernych druhów, walecznych dezerterów, którzy przejrzeli na oczy i służąc Bogu przestali służyć Kościołowi to film fantasy, który ma dwie twarze.
Pierwsza część filmu obiecuje doskonały dramat fantasy - film przygodowy i film drogi, czerpiący z klasyki kina fantasy ubiegłych lat, ot choćby Władcy Pierścieni. Mogłby to być thriller dla dorosłych - nie tak jak Harry Potter - ale na poważnie. Jest zagadka, klimat, tajemnica, czarownica. Twórcy nie zdradzają zbyt wiele i jak na amerykańskie kino można uznać że jest dość zawile.
Druga część filmu, ta końcowa, to już dramat. Dramat w sensie, że niezbyt dobra pointa filmu sprawia, że staje się on niestawny dla tych, którym zaczął się podobac początek. Plusem niewątpliwym jest to, że zwolennicy absurdu i banalnych zakończeń uśpieni w części pierwszej otworzą oczy i zaczną się cieszyć feerią efektów i błazenadą wręcz demoniczną.
Droga / The Road (USA, 2009)
Książkę Droga Cormaca McCarthy’ego czytałem już jakiś czas temu. Na film nie czekałem z jakimś specjalnym podekscytowaniem. Nie spodziewałem się, żeby jakakolwiek produkcja filmowa mogła oddać to co jest w książce. Nie chodzi mi o klimat czy historię. A raczej o to wszystko, co w filmie, w adaptacjach, często unika. Książka ma zawsze narratora, który dużo objaśnia. Film “Droga” bez dopowiedzenia historii i bez znajomości książki może się wydawać dość… byle jaki. Taka prawda - sam w sobie nie wyróżnia się niczym szczególnym, ot kolejna post apokaliptyczna wizja świata, mroczna i brudna. Dopiero znajomość powieści pozwala dostrzec więcej. Ale jednak ja osobiście polecam w tym przypadku lekturę ponad seans.
Jagodowa miłość aka Jagodowe noce (My blueberry nights, 2007)
Wong Kar-wai w wersji na amerykański rynek
Wielu reżyserów europejskich i azjatyckich próbowało podbić Hollywood, ale sztuka ta udała się niewielu. Przypadek “Jagodowej miłości” (polscy dystrybutorzy w tłumaczeniu tytułów są mistrzami świata!) wydaje się nieco inny. Bo choć film ten rozgrywa się w USA i występuje w nim plejada hollywoodzkich gwiazd, to Amerykanie pieniędzy na jego produkcję nie wyłożyli. Ale niewiele to zmienia, wszak po autorskim pokazie filmu na festiwalu w Cannes, a jeszcze przed jego amerykańską premierą, został on gruntownie przemontowany i skrócony aż o 20 minut.
“Jagodową miłość” otwiera scena, w której wzburzona Elizabeth (Norah Jones) wkracza do prowadzonej przez Jeremy’ego (Jude Law) kawiarni, by zostawić tam klucze dla faceta, którego właśnie opuściła. Zresztą, takich jak ona jest więcej, jej klucze lądują więc obok innych w szklanym słoju (Jeremy mówi, że bez tej bonusowej usługi jego lokal na pewno by splajtował). Potem Elizabeth, zajadając jagodowe ciasto z lodami, poznaje historię każdego z owych pęków kluczy. Wkrótce sama stanie się powiernicą równie intymnych wyznań.