Marsjanin (2015, reż. Ridley Scott)
Marsjanin - film SF w reżyserii słynnego i znanego wszystkim reżysera, na podstawie bestsellerowej debiutanckiej powieści Andy Weira… Miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze. Cóż - wynudziłem się strasznie. Może dlatego, że wybrałem wersję 2D (oj naszukałem się, żeby nie iść na 3D). A wybrałem po to, żeby zobaczyć historię a nie tanie efekciarstwo wirujących szkiełek.
No i niestety adaptacja błyskotliwej, wartkiej, sarkastycznej i pełnej humoru powieści wypada dość blado. Rzekłbym ani reżyser jej nie ratuje ani Matt Damon jako Mark Whatney.
Ridley Scott - Reżyser. Mógłby odpuścić. Gdyby ten film trafił w ręce jakiegoś młodego, ambitnego reżysera, pełnego werwy i pomysłów - byłoby lepiej bez dwóch zdań. Niestety Marsjanin (powieść) stał się bestsellerem więc Hollywood nie mogło ryzykować ekranizacji przez jakiegoś No Name. Wiadomo - rzuci się duży budżet, popularnego aktora, uznanego reżysera - dorobi reklam i będzie hit kinowy. Będzie bo musi. Dzięki czemu dostajemy miałkie kino bazujące na nazwiskach i popularności powieści Andy Weira…
Prometeusz (Prometheus, 2012)
Byłoby dobrze, gdyby nie było źle.
Ale na szczęście źle jest tylko momentami. No i dobrze – jest jeden tragicznie zły moment. Tak zły, że gorzej już nie mogło być. Jeśli ogląda ten film kobieta, która miała cesarkę (czyt. cesarskie cięcie), to musi sikać po nogach z rozbawienia. Oglądając jedną scenę. No nic. Pomińmy milczeniem – bo poniosło twórców filmu w opary absurdu.
Reszta filmu jest dość przeciętna. Ot taki sobie film SF, co miał straszyć, ale mu się nie udało. Próba (nieudana) znalezienia odpowiedzi na pytanie, skąd pochodzimy. Czy bóg nas stworzył? A może Darwin miał rację? a może to kosmici? A może… No więc lepiej byłoby, gdyby twórcy filmu odstawili jednak to S i zostali przy F. Bo niestety nie są dobrzy w S. Jeśli chodzi o S, to pomijając scenę, cały film jest klapą pod kątem „zadamy mądre pytanie, żeby film nabrał głębi”.
Robin Hood (2010, USA)
Robin Hood Ridleya Scotta to można powiedzieć prequel do tych przygód Robina, które znamy. Poznajemy tutaj historię łucznika, uczestnika wyprawy na Jerozolimę z wojskami Króla Anglii zwanego Lwim Sercem. I taka pierwsza moja refleksja – czy biorąc pod uwagę to, że Ridley nakręcił prequel, to czy naturalną koleją rzeczy (taka maniera w kinach ostatnio) doczekamy się części kolejnej, już o Robinie – Zbójniku.
Sam film o Robinie jest zrobiony sprawnie – w końcu to wielka produkcja, tutaj nie może być żadnej pomyłki. Scenariusz jest dość spójny, z tym co już znamy – z późniejszymi losami i przygodami Robina. Jednak sam film niczym nie zaskakuje ani nie wywołuje emocji. Ale czy ostatnio jakiś film Ridleya był ponadprzeciętny? Jakoś nie potrafię sobie przypomnieć. (więcej…)
W sieci kłamstw (Body of Lies, 2008)
Ridley Scott stworzył poprawnie zralizowany thriller polityczny połączony z filmem akcji. Modny temat - daleki wschód, terrorysci, Al Quaida, wywiad, zamachy bombowe. I wszystko by było w porządku, gdyby za ciekawą fabułą, dobrą grą aktorską i wszystkim, co w tym filmie jest jak należy w widza uderzało napięcie. A tego w filmie brak. Film pozbawiony jest tego czegoś, co posiadała np. Tożdsamość Bourne’a. Zaskakujących zwrotów akcji i emocji przelewanych na widza. Więc wyszło dość przeciętne kino pod szyldem dużego znanego nazwiska.
O filmie
W świecie pozbawionym wszelkich wartości, aby złapać winnych należy uczynić winnymi niewinnych. Pokrętna logika, która prowadzi do niekończącej się walki.
Łowca Androidów - ostateczna wersja reżyserska
Ostateczna wersja reżyserska “Łowcy Androidów” (”Blade Runner”) Ridleya Scotta (2007) to przede wszystkim wielka poprawa technicznej strony tej kultowej produkcji. Zauważalnie poprawiono stronę wizualną, obraz nabrał ostrości, wyrazistości, ogólnie rzecz ujmując - jakości, jakiej nie powstydziłby się żaden współcześnie realizowany film. Podobnie, choć mniej zauważalnie, poprawiła się jakość dźwięku. Film w nowej wersji ogląda się zatem bardzo przyjemnie, nawet jeśli wcześniej widziało się poprzednie wersje.