Polowanie na czarownice (USA, 2011)
Polecać czy odradzać? Oto jest pytanie…
Polowanie na czarownice (Season of the Witch) z Nicolasem Cagem i Ronem Perlmanem w roli wiernych druhów, walecznych dezerterów, którzy przejrzeli na oczy i służąc Bogu przestali służyć Kościołowi to film fantasy, który ma dwie twarze.
Pierwsza część filmu obiecuje doskonały dramat fantasy - film przygodowy i film drogi, czerpiący z klasyki kina fantasy ubiegłych lat, ot choćby Władcy Pierścieni. Mogłby to być thriller dla dorosłych - nie tak jak Harry Potter - ale na poważnie. Jest zagadka, klimat, tajemnica, czarownica. Twórcy nie zdradzają zbyt wiele i jak na amerykańskie kino można uznać że jest dość zawile.
Druga część filmu, ta końcowa, to już dramat. Dramat w sensie, że niezbyt dobra pointa filmu sprawia, że staje się on niestawny dla tych, którym zaczął się podobac początek. Plusem niewątpliwym jest to, że zwolennicy absurdu i banalnych zakończeń uśpieni w części pierwszej otworzą oczy i zaczną się cieszyć feerią efektów i błazenadą wręcz demoniczną.
Dorian Gray (2009, UK)
Dorian Gray. Nie pamiętam jak dawno temu czytałem. Więc nie będę się mógł podzielić spostrzeżeniami co do jakości i wierności ekranizacji tej powieści Oscara Wilde’a. Mogę powiedzieć, że oglądałem jak laik nieznający literackiego pierwowzoru. I jako taki laik muszę przyznać, że film mi się podobał niesamowicie.
A co konkretnie? Klimat. Przede wszystkim mroczny klimat filmu. Wspaniały obraz zła niespiesznie wyłaniającego się zza oblicza pięknego, nieskazitelnego anioła. Dorian, który “oddałby wszystko, żeby zachować młodość i urodę jak te uchwycone na płótnie – nawet za cenę duszy” nie zdawał sobie sprawy wypowiadając te słowa, z czym przyjdzie mu się zmierzyć w życiu. Pakt z samym diabłem, łakomym na takie ludzkie słabości oznacza jedno - człowiek wcześniej lub później przegra. Czyniąc zło odda dusze diabłu.
Zbaw mnie od złego (USA, 2010)
Zbaw mnie od złego (My Soul to Take) to film od Wesa Cravena - młodzieżowy thriller familijny. Więc jak przystało na tego typu film, trzeba go oglądać z przymrużeniem oka. Wes Carven nawiązuje do klasyki gatunki i tego co sam kreował, dając widzowi dokładnie to, czego można oczekiwać po takim filmie.
Mamy więc historię z przeszłości, krwistą i opowiedzianą w skrócie. Mamy teraźniejszość, bandę nastolatków obchodzących szesnaste już urodziny w rocznicę śmierci pewnego lokalnego seryjnego mordercy. A więc mamy też i intrygę. Do tego już na samym początku coś zacznie pochłaniać żywota młodych bohaterów a ekran spłynie sztuczną czerwoną posoką, doskonale udającą prawdziwą krew.
Schron (Shelter, 2010)
Co jakiś czas pojawiają się filmy łączące Boga, czarną magię, voodoo, zamierzchłe mniej lub bardziej dzieje oraz mędrca oko i szkiełko w jedną całość, aby dać współczesnemu widzowi namiastkę tego, czego nie może dotknąć swoimi racjonalnymi rękami. Część z tych filmów to szmira niesamowita, niektóre można uznać za dobre. Jednak większość, tak jak i w tym przypadku, to po prostu filmy przeciętne.
Film od początku daje nadzieję na coś ciekawego. Rozdwojenie osobowości. Roztrojenie osobowości. I jedyne czego brakło w Schronie to jakaś błyskotliwa idea wystająca poza schemat voodoo i Boga, żeby film stał się nieprzeciętny. Wybrano jednak przeciętność. I w tym obszarze film się nawet dobrze broni.
Skyline (USA, 2010)
Ciekawy pomysł, dziwne zakończenie.
Skyline - kolejny film SF o inwazji obcych. Jednym się podoba, innym nie. Na początku co w tym filmie nie jest najlepsze - scenariusz, jako całość, wygląda trochę jakby był pisany na kolanie, a scenarzysta właśnie był po obejrzeniu filmów Project: Monster, Dystrykt 9 i Dzień Niepodległości. Pozbierane użyte już przez innych pomysły z małym, acz własnym ciekawym dodatkiem - inwazją obcych porywaczy ciał w wielkim mieście. Gra aktorska choć też nie jest wysokich lotów, to można przyjąć, że kilku przeciętnych amerykanów zebranych z basenowej imprezki zakrapianej alkoholem dokładnie tak właśnie wyglądałoby i zachowywało w obliczu kosmicznych najeźdźców. Więc do przyjęcie.
Mimo tych minusów film ogląda się dość przyjemnie, jeśli nie stroni się od kina SF. Czy to dlatego, że na bezrybiu i rak ryba, czy też może dlatego, że film ten to rozrywka niewymagająca zbytnio używania szarych komórek - mniejsza z tym. Nie ma się co zbytnio rozpisywać - ocena 6/10.