Kodeks 46 (Code 46)
Kodeks 46 (Code 46) to klimatyczny film science-fiction, którego akcja ma miejsce w Szanghaju. Jest niedaleka przyszłość, a może to po prostu trochę alternatywna rzeczywistość. Wszystko właściwie jest po naszemu, trochę nauka poszła do przodu w pewnych aspektach. Ale bez rewelacji. Jeśli spodziewacie się robotów, cyborgów, hi-techu, pościgów - będziecie zawiedzeni…
Więc co to takiego? Właściwie to nie wiem. Bohaterami jest - podobnie jak w przypadku Lost in Translation - para ludzi w wielkim mieście. Mieście przyszłości. Dojrzały mężczyzna, ojciec i mąż. Empata pomagający przy rozwiązywaniu różnych zagadek, w tym i kryminalnych (?). Oraz młoda kobieta - mieszkanka Singapuru. Ich losy splatają się zaraz na początku. I od tego momentu zaczyna się mój dylemat…
Dylemat: czy to ja czegoś nie rozumiem, czy spaprali ten film, o wyśmienitym pomyśle, brakiem koncepcji jak to rozwinąć, pociągnąć dalej. Jak zrobić z tego filmu wyśmienite kino. A wszystko właściwie sprzyjało. Scenografie, klimat, muzyka (silna strona filmu) i pomysł.
Niestety. Jakbym sobie nie tłumaczył to nie potrafię zrozumieć jego motywacji. Jakby go nie interpretować to zawsze się okaże, że ów główny bohater zachowuje się całkowicie irracjonalnie, bez podstaw ku temu. Lub całkowicie śmiesznie bądź nieodpowiedzialnie. 40 letni facet - a zachowuje się jak przedszkolak…
To psuje wszystko. Psuje urokliwy klimat nocnego Singapuru, nocnego życia - otwierająca scena w nocnym klubie po prostu wciska człowieka w fotel. Widz chciałby się zaraz tam znaleźć. Wejść w ten klimat. Bo oto zaczyna się i potem będzie coraz lepiej. Jest coraz gorzej, ale tego nie wiemy.
Cóż. W mojej opinii film miał szansę na zbliżenie się do dobrego, ambitnego kina sci-fi. Takich “kawałków” ostatnio bardzo mało. Przeważa popcorn dla 15-latków, gdzie dzieje sie dużo i kolorowo i dużo wybucha. Niestety - tym razem film zbyt mocno powędrował w kierunku melodramatu, ogniskując sie nie na tym, co mogło sprawić, aby był zapamiętany dłużej… Polecam tylko tym, którym połączenie melodramatu z fantastyką naukową potrafią ścierpieć przez 90 minut…
Dopisane (2006):
Zastanawiacie się na pewno skąd taka wysoka ocena tego filmu? Zmieniłem. Otóż jakiś czas później obejrzałem ten film Michaela Winterbottoma ponownie. I po tym ponownym obejrzeniu zakochałem się w tym filmie. Być może pierwszy raz oglądałem go w nastroju na całkiem inne kino, kino akcji. A to nie jest film akcji.To ciekawy film fantastyczny o relacjach międzyludzkich i problemach jakie mogą się pojawić. To film o uczuciach i o możliwości manipulowania nimi. To film o całkiem dziwnej i całkiem niefajnej potencjalnej przyszłości…
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz