Transsiberian (2008)

25/01/2009 By: Truposz Kategoria: 10/10, Dramat, Kino, Sensacja, Thriller

transsiberian-2008.jpgNo nie powiem, ale to chyba jeden z lepszych trillerów, jakie w ogóle kiedykolwiek oglądałem, a na pewno jeden z wartych uwagi, który powstał w ostatnich latach. Niesamowity klimat, nieśpiesznie rozwijająca się akcja, narastające napięcie i wędrówka oraz poznawanie mrocznych zakątków umysów bohaterów dramatu. A bohaterowie, wszystkie postacie w filmie, sa doskonale zarysowane, wyraziste, mają głębie. Każda z nich ma swoją historię. Każda z nich wygląda tak, że w życiu byście nei podejjrzewali co siedzi w jej głowie. A do tego potrafią krwawić jak i przelać krew… Dlatego ten film zachwyca. Mnie. Bo ja takie kino lubie. Właśnie takie, mocne, ponure, zagmatwane, bez tryskającego wszędzie optymizmu i jednoznacznie dobrych zakończeń…

PS. Mechanik, który był w kinach jakieś 4 lata wcześniej, tez był wyśmienitym filmem od tego samego reżysera…
 
O filmie - z serwisu Kinomaniaki.com - długi cytat:
 
Kolej Transsyberyjska prowadząca z Moskwy do Władywostoku to najdłuższy na świecie szlak stalowy, liczący sobie 9289 km długości. Trasa ta przecina aż osiem stref czasowych, wiedzie przez bezkresne obszary górskie, tajgi, stepy i tereny pustynne. Ponadto spotkać na niej można przedstawicieli dziesiątków zupełnie nieznanych Europejczykom i Amerykanom azjatyckich narodów. Nic więc dziwnego, że przejazd tą linią dla miłośników wszelkiego rodzaju egzotycznych podróży stanowi zawsze niezapomniane przeżycie. I to właśnie na jedno z takich niezapomnianych przeżyć liczyli bohaterowie najnowszego filmu znakomitego reżysera - Brada Andersona. Jednak pomiędzy marzeniami, a rzeczywistością rozciąga się jeszcze dłuższy szlak, potocznie nazywany życiem…
 

Młode amerykańskie małżeństwo chcąc spełnić jedno ze swoich marzeń postanawia wybrać się w podróż Koleją Transsyberyjską, z Chin do Moskwy. Roy od zawsze kochał pociągi, Jessi natomiast bardzo chciała poznać kulturę wschodnich ludów, a znakomitą okazję ku temu dawała jej wspólna podróż w ich towarzystwie. Już w pociągu do ich przedziału dosiadają się Abby i Carlos, inna para, która również zamierzała odwiedzić Rosję. Na początku relacje pomiędzy czwórką podróżnych układały się całkiem dobrze. Mieli wspólne tematy, zainteresowania, a także wiele historii, którymi chcieli podzielić się ze sobą. Niestety im więcej o sobie każdy mówił, tym większe rodziło się napięcie. Dlaczego? Powiedzmy, że zupełnie przypadkowo kilka opowieści nagle nie pokryło się z faktami. Do tego wszystkiego doszło jeszcze dziwne zachowanie Carlosa, który niespodziewanie zaczął, delikatnie rzecz ujmując, przystawiać się do Jessi. W końcu nieszczęśliwy zbieg okoliczności doprowadza do śmierci jednego z głównych bohaterów, a pozostałych wplątuje w konflikt z pozbawionymi litości rosyjskimi „stróżami prawa”. Podróż zamienia się w koszmar, wypełniony ucieczkami, kłamstwami, torturami i niejednym zabójstwem…
 
Aż cztery lata przyszło czekać wszystkim fanom Brada Andersona na jego kolejny film. Po genialnym „Mechaniku” miłośnicy mrocznych thrillerów z niecierpliwością wypatrywali kolejnych obrazów realizowanych przez tego reżysera, niestety przez długi czas nie było żadnych przecieków jakoby kręcił on coś nowego. Owszem krążył słuchy, że Anderson pracuje jednocześnie nad dwoma filmami, ale o jakichś konkretach nikt nic nie słyszał. Dopiero końcem zeszłego roku, świat prędkością błyskawicy obiegła wiadomość rozpoczęcia prac na planie opisywanego właśnie „Transsiberian”. Trzymana w tajemnicy treść fabuły elektryzowała publikę niemal w każdym zakątku globu. Co tym razem przygotuje mistrz suspensu? Czy ponownie uda mu się stworzyć niezapomniany spektakl, o którym przez wiele kolejnych lat będzie się żarliwie dyskutowało? Czy sprosta oczekiwaniom milionów zniecierpliwionych widzów? Jeżeli ciekawi jesteście odpowiedzi na powyższe pytania, zapraszam do dalszej lektury mojej recenzji…
 
„Transsiberian” określiłbym mianem „typowego” filmu Brada Andersona. Typowego oczywiście w pozytywnym aspekcie tego słowa. Podobnie jak w „Mechaniku”, początkowe minuty nie sugerują nam niczego niepokojącego. Widzimy młode, doskonale rozumiejące się małżeństwo, które twardo stąpa po ziemi i spokojnie realizuje swoje marzenia. Zaangażowani wspólnie w przeróżne akcje charytatywne doskonale potrafili się uzupełniać i wzajemnie sobie pomagać. Chyba każda postronna osoba widziała ich jako parę doskonałą. Jednak jak wiadomo, człowiek jest tylko człowiekiem, a ten ma swoje słabości. Jessi zanim poznała Roy’a przez długi czas prowadziła szalone życie, w którym nie było żadnych ograniczeń. Kiedy właśnie ten brak zahamowań o mało nie doprowadził do jej śmierci, postanowiła z tym skończyć i się ustatkować. Wówczas pojawił się Roy, człowiek spokojny i opanowany, niestety troszeczkę ciapowaty. Jessi jednak zupełnie to nie przeszkadzało. Dla niej stanowił on przede wszystkim oazę spokoju, stabilizację i gwarancję na lepszą przyszłość. Oboje bardzo szybko znaleźli wspólny język, który opierał się za zaufaniu i mówieniu sobie zawsze, choćby tej najgorszej, prawdy. Tak wspólnie stworzyli związek, który mógł przetrwać wszystko. Ale czy na pewno? W trakcie podróży koleją spotykają oni Carlosa i Abby, parę, która stanowi dosłowne ich przeciwieństwo. Żyjący z dnia na dzień młodzi ludzie zupełnie inaczej patrzyli na świat. Nie przejmowali się jutrem, nie myśleli o stabilizacji i wspólnej przyszłości. Chcieli chwytać każdy dzień w pełnej jego okazałości, a to jak wiadomo kosztuje. Przez to oboje zaczęli trudnić się przemytem z Azji do Europy pokaźnych ilości narkotyków. Okazało się, że najlepszym i najbezpieczniejszym (oczywiście dla nich) środkiem do tego, jest kolej, stąd ich częste wycieczki na trasie transsyberyjskiej. Pod przykrywką amerykańskich turystów, zawsze zahaczali się o kogoś z podróżnych i w ten sposób odciągali od siebie uwagę służb granicznych. Tym razem ofiarami ich szmuglu padli Jessi i Roy, którzy nie widząc zagrożenia ze strony Carlosa i Abby stworzyli im wymarzony azyl. Niestety to nie wróżyło nic dobrego, tym bardziej, że na trop dwójki przemytników trafili już rosyjscy policjanci. I właśnie w tym miejscu zaczyna się prawdziwa akcja. Seria kłamstw i podstępów wreszcie doprowadza do tragicznych w skutkach konsekwencji, o których na początku podróży ani Jessi ani Roy nie śnili nawet w najgorszych koszmarach…
 
Przyzwyczajony do znakomicie prowadzonej akcji w obrazach pana Andersona z każdą kolejną minutą byłem coraz bardziej pochłaniany przez znakomity, trzymający w napięciu mroczny klimat. Zabarwiony tajemniczością wzmagał we mnie wszystkie te odczucia, które wzbudzają w człowieku niepewność i strach. W filmie, gdzie bohaterowie nie mają do czynienia z żadnymi nadprzyrodzonymi zjawiskami stworzenie czegoś takiego jest niezwykle trudne, ale osiągalne dzięki pewnym środkom. Tutaj reżyser bazując na pierwotnych ludzkich instynktach, takich jak walka o przetrwanie swoje i swoich bliskich, zaszczepia w nas tę nutę niepokój. Bawi się naszymi emocjami, w sposób niezwykle wyrafinowany, ale niepozbawiony dobrego smaku. Częste zmiany tempa akcji i pojawiające się co chwilę nowe intrygi zmuszają nas do czynnego zaangażowania w seans. Do samego końca nie wiemy jak potoczą się losy głównych bohaterów, kto jest tym złym, a kto dobrym, kto kim manipuluje i kim się bawi.
 
Nie zawodzą równie aktorzy. Na planie udało się zgromadzić kilka znakomitych gwiazd w osobach Woody’ego Harrelsona, Bena Kingsley’a (kapitalny występ, najjaśniejsza osoba w filmie), Emily Mortimer i Kate Mary. Każdy z aktorów w obrazie tym dał z siebie naprawdę wszystko. Tworząc wiarygodne postaci, serwują widzom znakomite i niezapomniane przeżycie. Słowa uznania kieruję także w stronę twórcy zdjęć Xavi’ego Giméneza. Większość akcji rozgrywa się w pociągu, gdzie jak wiadomo pole manewru jest niezwykle ograniczone. Jednak ta bariera zupełnie nie sprawiła kłopotów panu Giménezowi. Tak naprawdę to dzięki jego pracy możemy dopiero poczuć ten klaustrofobiczny klimat osaczenia i beznadziejności, w jakiej znaleźli się Roy i Jessi. 
 
Co natomiast troszeczkę mnie zawiodło? Cóż, mając w pamięci genialnego „Mechanika”, jego wspaniałe i niezwykle zaskakujące zakończenie, tu liczyłem dokładnie na to samo. Niestety pomimo tego, że przez długi czas wszystko wskazywało na to, że film zakończy się jakimś gwałtownym (tragicznym) zwrotem akcji, czymś, czego byśmy się w życiu niespodziewani, to jednak ostatecznie tak się nie stało. Rola ofiary lub kata jest o tyle niewdzięczna, że w każdej chwili można się nią zamienić. We współczesnych filmach manewr ten jest ostatnio bardzo chętnie stosowany, przez co kogoś, kto obcuje z dużą ilością owoców kinematografii, coraz ciężej jest nim zaskoczyć. I ja właśnie zaskoczyć się nie dałem. Od samego początku jedna z głównych postaci ewidentnie mi się nie podobała i to właśnie ona miała najczarniejszy charakter…
 
Mimo wszystko „Transsiberian” śmiało mogę zaliczyć do grona najlepszych thrillerów ostatnich lat. Po raz kolejny Brad Anderson udowodnił swój kunszt i po raz kolejny zabrał nas w podróż do najczarniejszych zakątków ludzkiego umysłu. Chłodny niczym syberyjska pogoda, klimatyczny niczym tamtejsze tajgi, barwny, niczym azjatycka przyroda obraz, z pewnością dla miłośników X Muzy stanowić będzie znakomitą ucztę filmową. Jeżeli widzieliście „Mechanika” i zrobił on na was pozytywne wrażenie, to śmiało możecie sięgnąć i po ten projekt. Jak dla mnie mistrzowska robota, z cieniem geniuszu…
 
http://www.kinomaniaki.com/

Zobacz nowa wersje
Brak komentarzy »

Nikt tego jeszcze nie skomentował.

Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL

Dodaj komentarz