Riddick (SF, 2013)
Wyjątkowo zły dzień.
Richard B. Riddick powrócił na ekrany i choć film mi się podobał nie wróżę mu takiego sukcesu ani wśród fanów ani wśród nie-fanów.
Ale zacznijmy od tego, że mnie się podobał. Jestem fanem Riddicka. Ten bardzo zły acz z odrobiną dobra charakter ma w sobie takie magnetyczne coś, pomijając niesamowitą charyzmę. Owszem, skazaniec, wielokrotny morderca, ale on nie zabija dla przyjemności. Co więcej często ostrzega, że zabije jeśli to lub tamto. A kto go nie słucha – ginie.
Riddick (2013) to jednak film akcji w klimatach SF z Riddickiem (Vin Diesel) w roli głównej. Przewidywanie – ci co mają żgnąć, zginą. Czasem spektakularnie. Czasem w odpowiednim momencie, dokładnie jak Riddick powiedział. Dużo krwi i zdecydowanie męskie kino z lekkim męskim humorem.
Więc nie jest źle, choć jest najgorzej z całej serii. Nie jest źle, choćby dlatego, że niemal dwie godziny w kinie przeleciały dość szybko. I koniec był zaskoczeniem („to już czas na finał?”).
Ale źle jest, bo porównując do poprzednich Riddicków jest po prostu gorzej.
Podobno publika (w tym ja) pragnęła powtórki z Pitch Black. Można śmiało napisać, że koło Pitch Black ten film nawet nie stał. To, że mamy niegościnną planetę i różne mordercze potwory nie czyni z Riddicka drugie Pitch Black. Brakło właściwie wszystkiego, co tam budowało niesamowity klimat.
Po pierwsze Pitch Black na otwarciu serwowało katastrofę, niezwykłe napięcie podczas awaryjnego lądowania czy raczej rozbicia po uszkodzeniu pojazdu. Nie bez znaczenia były już wtedy serwowane rozterki moralne, mające wpływ na to co działo się w dalszej części.
Po drugie Pitch Black serwowało „zaskoczeni za zaskoczeniem”. Dwa słońca i brak nocy. Konieczność współpracy – by przeżyć. Pokazywane na początku, a raczej nie pokazywane zagrożenia czające się w mroku. Powolny rozwój akcji, schematyczne choć wyraziste sylwetki – kaznodzieja, podróżnik, pilot, Jones, Riddick i mały sobowtór Riddicka.
Po trzecie Pitch Black to zwroty akcji i nie do końca było wiadomo kto i dlaczego przetrwa, a kto i kiedy odejdzie. To było mocne kino grozy SF z wyrazistym… Wszystkim!
W Riddicku (2013) mamy niegościnną planetę, mamy rożne stwory-potwory i psiaki-wilki. Ale nie zaskakują ani nie straszą. Są groźne, bo wyglądają groźnie i są zabójcze. Jednak ich ilość i pokazywanie w pełnej krasie jest mało przerażające. Bardziej boimy się tego, co czai się za plecami niż tego, z czym konfrontujemy się twarzą w twarz.
Humor w Riddicku też jest w średnich stanach przeciętnych Richarda B. Riddicka. „Banda” łowców nagród zaś to w większości „mięso” które wiadomo, że zginie lub ich Riddick pozabija. Ciekawostką jest spotkanie z Ojcem pewnej osoby z przeszłości, ale można to było rozegrać dużo lepiej. Niewykorzystany potencjał moim zdaniem.
Podsumowując – Riddick 2013 – to wszystko to co już widzieliśmy zarówno w kinie ogólnie jak i w filmach z Riddickiem. Przez to, że niewiele dodano nowego, nowy Riddick daje mniej frajdy. Jest bo jest, i można się na nim bawić, jeśli tylko od lat pragnęło się zobaczyć jakiś nowy film z Riddickiem a nie ponownie i ponownie odtwarzać DVD z poprzednimi filmami. I tu się sprawdził. Odrobina świeżości, która pozostanie w pamięci jako najsłabsza część serii.
Trochę szkoda, bo uniwersum w którym żyje Riddick jest całkiem rozbudowane i do tego wychodzące poza samo kino:
Escape form Butcher Bay (video game)
Pitch Black (film)
Dark Fury (film animowany)
Assault on Dark Athena (video game)
Kroniki Riddicka (film)
Riddick (film)
Tak czy inaczej, jeśli czekaliście, żeby znów zobaczyć jak Riddick morduje (bo walczy o przetrwanie) i nie odstrasza Was sztampowa fabułą i trochę już lekko wyblakły czarno-krwisty humor – to warto. Acz niekoniecznie w kinie. Gdybym wiedział na co się porywam, to poczekałbym na DVD (które i tak kupię).
Złego Riddicka nigdy za wiele…
Ocena: 8/10 (fani), 6/10 (pozostali).
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz