Wall-e (2008)

Wall-eNiesamowita produkcja Disneya i Studia Pixar. Animowana trójwymiarowa baśń, gdzie pierwsze skrzypce grają emocje, ostrzeżenia i przesłania. Dopracowana fabuła, jakiej nie powstydziłby się żaden dobry film dla dorosłych. Choć właściwie ciężko powiedzieć, czy ten film jest aby tylko kierowany dla dzieci. Uważam, że bardzo dobrze wyważono tutaj rozrywkę i emocje przeznaczone dla młodego widza z warstwą dla tych trochę starszych widzów.

Film dla dzieci czy przestroga przed końcem świata?

Wall-e rozpoczyna się niesamowicie plastyczną wizją świata post apokaliptycznego. Zniszczone miasta, zniszczone budynki, sterty śmieci i brak życia. W tym świecie nawet roboty giną. W ciszy i w samotności kontynuuje działanie wedle programu mały robot sprzątający Wall-e. Niczym samotny Will Smith w opuszczonym Nowym Jorku w I Am Legend, mając za towarzysza karalucha (Will miał psa), mieszkając w kryjówce, chroniącej przed silnymi burzami (Will chronił się przed inną nawałnicą – nawałnicą zombiaków) Wall-e kontynuuje swój żywot, kolekcjonując pozostałości po ludzkiej cywilizacji. Żarówki. Zapalniczki. Plastikowe sztućce. A wieczorem ogląda stare musicale (Will oglądał wiadomości i inne takie). A w okół brud rozpadającego się zaśmieconego świata i gdzieniegdzie jeszcze działające reklamy, obiecujące świetlaną przyszłość w świecie na orbicie (u Willa były to reklamy – a raczej obietnica wiecznego zdrowia dzięki super nowoczesnej szczepionce…). W tym apatycznym, odpychającym świecie rodzi się w Wall-e tęsknota za… właśnie, za kim mógłby tęsknić robot? Może za drugim robotem? To roboty tęsknią?

Szał uczuć przy akompaniamencie wybuchów.

Główny, najbardziej oczywisty i jednocześnie najbardziej widoczny watek w filmie to miłość. Oto jak się pojawia i jak rozkwita między dwiema istotami. I nie jest istotne, że na ekranie widzimy dwa roboty. I nie jest istotne, że to wygenerowany obraz. Twórcy postarali się tak bardzo, że wierzymy, że to uczucie tam istnieje. Co więcej, twórcy pokazali nam, jak za pomocą dwu słów (Wall-e to właściwie kino nieme, pomijając nieliczne dialogi między ludźmi) wyrazić niewyobrażalnie wręcz wielką ilość uczuć. Dwa słowa, dwa imiona, wypowiadane ciągle, naprzemiennie, w różny sposób to zarówno troska, jak i nagana. To powitanie i pożegnanie. To kategoryczna odmowa, lub zdziwienie, tęsknota lub ciekawość, a także to miłość. Niesamowite, biorąc pod uwagę, że odgrywane przez dwa syntetyczne głosy, syntetycznych bohaterów. A jednocześnie scen uczuć nie powstydziłby się sam Wong Kar Wai.

A skąd wybuchy w podtytule? To proste – jak pójdziecie do kina, to zobaczycie na własne oczy, że spotkanie 2 robotów zaczyna się dość gorąco i wybuchowo. A potem nie jest gorzej. Akcja się rozpędza tak, jak w dobrym kinie akcji. Z humorem, niczym w Szklanych Pułapkach, dostajemy dodatkowo emocjonujący thriller z przesłaniem.

Edukować przez zabawę?

Wall-e niejako w drugiej warstwie niesie poważne ostrzeżenie, ostrzeżenie przed nami samymi, przed ludźmi. Ludźmi, którzy popadają w samozagładę przezrozpędzający się konsumpcjonizm i brak wszelkich zahamowań. Wygodnictwo to tylko część złego. Brak hamulców sprawia, że zapominamy o ekologii. A co bez pamiętania o ekologi się może wydarzyć – zobaczycie na filmie. Ale już teraz sobie pomyślcie, że zanieczyszczenie środowiska, to nie tylko śmierć jakichś gatunków ryb czy owadów. Dla wielu was niewielka strata w tym, że jakiś gatunek ryby, której nigdy na oczy nie widzieliście, ba, nawet nie wiedzieliście, że taki istnieje – wyginął. Jest to abstrakcja. Ale film pokazuje co będzie konsekwencją braku wyobraźni. Pokazuje jak w przyszłości robot EVA będzie wielokrotnie poszukiwał jakichkolwiek oznak życia, choćby małego skrawka flory, niczym inne ekipy poszukiwaczy w filmowym „Final Fantasy” wyruszające raz po razie na poszukiwanie Gai. Życiodajnej siły. Jeśli jej zabraknie wszyscy umrzemy… Lub wyprawimy się w kosmiczną podróż, czekając aż ktoś oczyści planetę. W międzyczasie, prowadząc wygodny, konsumpcyjny i dostatni tryb życia nasze kości w stanie nieważkości zamienią się w nietrwałe chrząstki, obrośniemy smalcem niczym Baron Harkonnen w Lynchowskiej Diunie. Zaufamy maszynom, komputerom, robotom, pozwolimy się ubezwłasnowolnić, w czym pomoże nam zastępujące wszystko, oddanie się uciechom w cyberprzestrzeni. A robot obudzi nas, ubierze, poda kawę, poda kolejne wiadomości w które mamy wierzyć.

Dobrze, że młody widz nie jest obarczony doświadczeniem życiowym, dla niego Wall-e niewątpliwie jest lżejszym filmem, a może i coś z edukacji proekologicznej w głowie zostanie. Może mądry rodzic wyjaśni, jak segregować śmieci i że trzeci shake w McDonald’s to będzie za dużo. Przywołując przed oczy malucha kadr z filmu pokazujący kolejnych kapitanów kosmicznego habitatu z uciekinierami z Ziemi.

Gdy starszym się jest, to przyjemność z oglądania wzrasta.

W filmie dorosły widz znajdzie niesamowitą ilość zapożyczeń. Zapożyczeń, które jest w stanie wyłapać jest bez trochę. Ma tutaj tą przewagę nad młodym widzem, że widział robota Johnny 5, zrodzonego w rządowych laboratoriach, u którego po krótkim spięciu obwodów (w filmie „Krótkie spięcie”) pojawia się własna wola, ciekawość świata  i ludzkie uczucia. I choć Wall-e nie jest robotem militarnym a ciapowatym robotem sprzątającym klasy e, to mógłby być młodszym bratem Johnnego. Wizualnie podobne roboty, które obdarzone są uczuciem. W scenach w otwartej przestrzeni kosmicznej odnajdziemy też drobne inspiracje innym filmem animowanym – Titan A.E. Nowa Ziemia. A w niektórych scenach usłyszymy znany motyw muzyczny kojarzący się starszemu widzowi z Odyseją Kosmiczną 2001 Kubricka. Z resztą sam motyw autopilota (HAL?) jest jakby żywcem wzięty z Odysei. To czerwone cybernetyczne oko nadzorujące wszystko i wszystkich… A permanentna kontrola i sterowanie zachowaniami i pragnieniami mieszkańców – to też już było (ot choćby niedawna idealistyczna „Wyspa”).

Na koniec – czy jest ratunek?

Jak przystało na Disneya i Pixara – ta fenomenalna baśń o zakochanych robotach - bo od czasu A.I. Sztuczna inteligencja nie mieliśmy na ekranach porównywalnej futurystycznej baśni z mechanicznymi bohaterami, którzy się jawią bardziej ludzcy od samych ludzi. To film o zagubionej ludzkości i skażonej ziemi niesie nadzieję. Nadzieję, że w baśni naszej wszystko się skończy dobrze. Ze z zasadzonej roślinki uda się wyhodować pizzę. Że ciężka praca pozwoli odbudować nowy wspaniały świat, z basenami i gwiazdami nad głową. I drugą nadzieję – że jeśli wysłuchamy głosu rozsądku to ta baśń nigdy nie stanie się prawdą…

Na stojąco!

Brawa za scenariusz, wizualizację, fabułę, muzykę (wyśmienita), humor, efekty specjalne (a co!) i wszystko co tworzy ten śliczny, radosny, sentymentalny, ostrzegawczy, ekologiczny i edukacyjny mariaż kinowych obrazów.

Zobacz nowa wersje
Brak komentarzy »

Nikt tego jeszcze nie skomentował.

Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL

Dodaj komentarz