Nocny pociąg z mięsem
Azjatycka jatka w amerykańskim stylu.
Albo odwrotnie…
Midnight Meat Train bardzo mi się podobał. Ten film mnie urzekł, mogę śmiało powiedzieć. Bo jest niesamowity. W połowie dobry, w połowie zły. Ale ważne jest to, że nie pretenduje do bycia niczym innym, jak to, co mozna wyczytać z tytułu. Jest noc. Jest pociąg. Jest mięso. Rzeźnia w orient ekspresie - kwintesencja klasycznego gore.
W pierwszej połowie jest dobry. Mamy wielkie miasto, dobrze zarysowane postacie. Początek jest więc w wielkim stylu kina klasy A. Zapowiada się poważny horror, dreszczowiec. Napięcie aż iskrzy gdzieś w tle. A potem, potem zaczyna się kino klasy B. I końcówka już za dużo odkrywa przed widzem. Zamiast strasznie, robi się śmiesznie. Choć właściwie to od początku reżyser puszcza do widza oko. Jakby chciał powiedzieć – „taak, wzięliśmy opowiadanie Clive Barkera, ale zrobimy sadyzm bez przesady”.
A jest w filmie - jak przystało na taka produkcje - trochę przesady, lecz takiej w krzywym zwierciadle, trochę jak w Delikatessen a trochę jak w azjatyckim kinie jatki i siekanki. Ta przesada na szczęście nie jest na serio – to znaczy, reżyser nie stara się nas przekonać za wszelką cenę, że jest. I bardzo dobrze, b o dzięki temu kolejne oko puszczone do widza. I bajka leci dalej. Jest sympatycznie. O ile rzeźnię i ćwiartowanie można określać jako sympatyczne…
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz
[…] … dalej » […]
Pingback od Nocny pociąg z mięsem — 27/10/2008 @ 12:34