Maczeta (Machette, 2010)
Tępą maczetą głowy nie odrąbiesz.
Maczeta (Machette) to kolejny film Rodrigueza z doborową obsadą. A jednocześnie film, który muszę z całego serca odradzać. I to nie dlatego, że jest niesmaczny (lub za taki może być odebrany). Po prostu to kolejna produkcja “w stylu Rodrigueza”, która niestety jest odcinaniem kolejnych kuponów od nazwiska. Kolejny “odcinek” to po prostu przesyt. Ten sam klimat, te same gagi, ci sami aktorzy (no prawie). Ogólnie filmy, bazujące na klasie B filmów akcji z przesadną przemocą i te pe bledną z czasem. Za pierwszym, drugim, trzecim razem są rozrywką, śmieszą, w kolejnych odsłonach gdy widz dostaje ciągle to samo - po prostu nudzą.
I właśnie za tą nudę, za zmarnowany potencjał - ocena 2/10.
Wyszperane na pl.rec.film
Jest źle. Wielkich oczekiwań nie miałem, ale i tak jest źle.
Rodriguez to dla mnie taki dość nierówny reżyser. Parę jego filmów mi się podobało (El Mariachi, pierwszy Desperado, Od zmierzchu do świtu). Drugą część Desperado odebrałem jako totalnego gniota. Sin City - z jednej strony bardzo na plus, ale z drugiej miałem sporo zastrzeżeń. Machete ląduje na jednej półce z drugim Desperado - nuda i słabizna.
Po pierwsze: scenariusz. Rodriguez naprawdę nie powinien już sam pisać sobie scenariuszy. Ja rozumiem, że to ma być duże mrugnięcie oka, że to trochę pastisz kina akcji w ogóle, a szczególnie rąbanek klasy C, ale brakuje tu zupełnie dystansu do materiału źródłowego. Taki Desperado był leciutki, żwawy, wręcz błyskotliwy, wykorzystując podobne chwyty i konwencję - Machete jest jak ociężały hipopotam. Temat jest potraktowany poważnie, żarty i mrugnięcia okiem są prymitywne i upchnięte jakby na siłę, w nie za dużej ilości. Na dodatek patos i zadęcie - w takim filmie? Niesmak. Historia jest dość durna, z jednej strony - bo taki był wymóg filmu, ale z drugiej - bo jest naprawdę słabo napisana, niespójna, wyboista - i nudna.
Reżyseria - też nie jest zbyt rewelacyjnie. Weźmy jedną z ostatnich scen, gdy jedna banda walczy z drugą - zupełnie nie widać, co się dzieje. Ot, ludzie biegają bez ładu i składu. Rodriguez dość często sili się na takie wymuszone sceny, gdzie pokazuje bohaterów w “heroicznych” pozach - dajmy na to, zakonnica ze spluwą, czy pielęgniarki z uzi - wypada to dość biednie, bo jest upchnięte na siłę. To są chwyty, które mogą pomóc, gdy sam film prezentuje się dobrze, i będą robić za małe akcenty, podbijające nastrój. A tak - mamy same przyprawy w papce bez smaku.
Aktorstwo - laski są fajne :) Ale Trejo… czemu on? Ja rozumiem, że jest fajny w drugoplanowych rolach killerów - ale nikt nigdy nie powinien mu kazać gadać na planie. Ten gość to kawał drewna. Porusza się, jakby miał wielki problem z kręgosłupem, a z twarzy wygląda, jakby był cały czas zagubiony. Chyba był już zbyt stary do tej roli, pomijając fakt, że nie ma zdolności aktorskich, żeby z nią sobie poradzić. W ogóle - główna postać jest niespójna. Z jednej strony - to agent, który nieco się stoczył, ale jest chyba w zasadzie dość bystrym, zdecydowanym facetem z zasadami. Z drugiej - jakiś durny morderca, sadzący teksty głupiego Jasia, potrafiący głównie kroić wszystkich dookoła swoim długim kozikiem.
Rodriguez próbował zastosować chwyt, którego nauczył się od Tarantino - wyciągnąć lekko zakurzonych aktorów, albo wziąć nieoczywistych ludzi do nieoczywistych ról. Powiedzmy, że udało mu się to z Fahey’em. Don Johnson zaliczył średnio udany występ, natomiast De Niro był tam zupełnie od czapy i po prostu irytował. Seagal był tu pewną osłodą i w zasadzie szkoda, że cały film nie był poświęcony dochodzeniu do władzy twardego mafioza Torreza.
Product placementy - naoglądałem się komórek za wszystkie czasy. Nokia, Motorola, Apple, Blackberry - czegóż tam nie było! Co i rusz aktorzy kończyli rozmowę i na chwilę zastygali w zamyśleniu z logiem producenta gdzieś po środku ekranu. Albo czytali wiadomość. Albo pisali wiadomość. Albo włączali telefon. Albo… Kurczę, film był taki szorstki, brudny, brutalny, a tu co i rusz przewija się nowoczesne urządzenie, czyste, zimne i odcinające się od tła, nijak pasujące do jego atmosfery.
Podsumowując - wyszedłem znudzony. To cholernie wielki minus, jeśli film, który z założenia jest odmóżdżaczem, i na który idzie się po to, żeby się po prostu bawić bez myślenia - nudzi.
Autor: Seoman na pl.rec.film
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz