Vinyan (2008)
W podróży przez piekło
byłoby przynajmniej sucho
Lecz podróż ta jest do serca Birmy, w deszczu, który nie ustaje padać. Vinyan to horror dla ludzi o mocnych nerwach. I nie chodzi tutaj o to, że jakieś Bobo* wyskakuje i straszy widza. Vinyan to horror znacznie mocniejszy niż amerykańskie klasyczne horrory.
Niemal zawsze, gdy cywilizowany biały człowiek rozpoczyna wędrówkę, bynajmniej nie turystyczną, w serce dzikiego nieznanego lądu odkrywa nie tylko to, co zwykle jest skryte przed oczami kamer i telewizji. Podążając w jednym celu, pchany miłością lub innym uczuciem zagłębią się w mroczną stronę świata. Odkrywa nieodkryte. Dla niego. Bo inni tam żyją i przyjmują taki stan rzeczy, taki świat, jako coś swojego, normalnego, bliskiego ciału niczym koszula.
Podróż zaczyna się w „cywilizacji”, gdzie matka rozpoznaje na filmie video swojego zaginionego pół roku temu syna. Od tego momentu nie ma innego wyboru jak pojechać i szukać. Bo zawsze jest nadzieja. A przecież widziała. I tak rozpoczyna się podróż w inny świat. Przerażająco biedny, zniszczony, rządzący się swoimi prawami. Poszukiwania białego chłopca w Birmie to trudne zadanie. Jednak nasi bohaterowie znajdują przewodnika. Oczywiście słono za wszystko płacąc kolejnym pośrednikom. Jednak czy liczylibyście pieniądze w takiej chwili?
Nie będę zdradzał fabuły. Istotne jest, że podróż odbywa się w serce ciemności. Niczym w Czasie Apokalipsy wędrówka prowadzi w górę rzeki wśród meandrów umysłu płatającego figle, w dżunglę skrywająca przerażające obrazy normalnych jej mieszkańców. Wędrówka w głąb siebie, strachów, nadziei i przedzieranie się i zmaganie z trudnościami tropikalnego lasu w porze deszczowej. A co kolejna sceneria, tym bardziej przerażająca. Od samotności do osaczenia. Od nadziei brutalnie rozwianej oczywistym oszustwem, do całkowitej jej utraty. Aż do szaleństwa. Bo przecież co za różnica, czy białe dziecko to właśnie TO białe dziecko.
Po tsunami pozostało wiele osamotnionych dzieci. Zginęło wielu ludzi. Wielu stało się kroczącymi po ziemi Vinyan – duchami ludzi, którzy zmarli gwałtowną śmiercią i nie znaleźli drogi do spokoju. Nie miał kto pościć dla nich lampionu wskazującego drogę. Zagubione dusze, złe, osamotnione przemieniają się w złe, złe, złe Vinyan.
Krocząc miedzy takimi duszami nie sposób się oprzeć narastającemu przerażeniu. Gdzieś tam może być przecież TO jedno białe dziecko. Syn obdarzony miłością. Bezpowrotnie utracony. Ale jest nadzieja…
Plastycznie film grozy jest arcydziełem. Surowa forma natury, biednych zasuszonych ludzi to dopiero prolog do prawdziwego przerażenia. Wyobraźcie sobie świat całkiem inny od tego w jaki mieszkacie. Bez prądu, telewizji, dróg. Bez nadziei na lepszą przyszłość. Bez pomocy skądkolwiek. To świat, gdzie przeraża już sam widok pomarszczonych twarzy starców. To świat brutalny i nieprzewidywalny dla białego człowieka. Obrazy potegują wrażenie zagubienia. Zdjęcia przemieniają się ukazując świat bardziej obcy niż wizje kosmosu w filmach SF. W kosmosie filmowym znamy niemal wszystko. Tu na Ziemi, ciągle są miejsca straszniejsze i mniej znane widzom.
To przeraża najbardziej pozostawiając rysę w umyśle.
Moja ocena: 9/10 (niemal idealny horror nietypowy)
Opis dystrybutora
Jeanne (Emmanuelle Béart) i Paul (Rufus Sewell) Bellmer wraz z synem spędzają wakacje w Tajlandii. Kiedy Tsunami porywa ich dziecko, urlop przeradza się w koszmar. Zrozpaczona matka nie wierzy w śmierć chłopca. Podejrzewa, że został on porwany. Trop wiedzie do dżungli, do miejsca, gdzie zaciera się granica pomiędzy życiem a śmiercią, gdzie koszmary, obsesja oraz zgroza zlewają się w jedną całość.
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz