Thor (2011)
Odyn. Loki. Thor.
Z pewną dozą nieśmiałości podchodzę do takich filmów. Takich – z bogami w roli głównej. Zawszę węszę podstęp reżysera, płyciznę scenariusza i głupkowaty humor oparty o nieśmieszne gagi. Ale z drugiej strony reżyserią zajął się Kenneth Branaght, reżyser mający w swoim dorobku piętnaście filmów w tym Henryka V i Hamleta (obydwa do tej pory pamiętam, więc nie mogły być kiepskie) – ekranizacji na postawie dzieł Szekspira. Czy też Frankenstein stworzony w kooperacji z F.F. Coppoli. Więc nie mogło być źle, prawda?
I film Thor jest udany. Jest intryga ziemsko-nieziemska, okraszona wspaniałą scenografią. Jest fabuła prosta lecz nie prostacka. Opowieść spójna i pełna mitologicznych osobowości. Jest w końcu Asgard – mityczna kraina skandynawskich bogów. A co najważniejsze – postacie bogów, Thora, Odyna, Lokiego a także nasi ziemscy bohaterowie, czyli ludzie którzy uczestniczą w boskiej intrydze – są przedstawieni naturalnie. Z pewną dozą humoru doskonale wpasowującego się w ten fantastyczno-bajkowy pejzaż.
Thor okazał się doskonałą rozrywką zarówno dla dużych jak i małych. Mitologia skandynawska i postacie w niej występujące są ciekawe. I nie oklepane tak jak greccy bogowie. Mniej ich w kinie przez co mogą wydawać się atrakcyjniejsi. Bo w sumie są. Kto nie maił jeszcze okazji sięgnąć po mity skandynawskie, poznać Freye i lodowe olbrzymy, które gościły w opowieściach Wikingów, może zainspirowany filmem sięgnie też i po literaturę. Ja polecam.
I film też polecam. Lekkie kino rozrywkowo-przygodowe z mitologicznym akcentem. Zrównoważona dawka szelmowskiego humoru i umowności fantastycznej. Są dobrzy i źli i wiadomo kto wygra. Ale to nie przeszkadza.
Ocena 8/10
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz