Mroźny wiatr (Wind Chill, 2007)
Mrożący krew w żyłach horror.
Dosłownie!
Uwielbiam tego typu horrory. Klasyczne, w starym stylu, bez udziwnień. Bez nadęcia. Heroizmu. Absolutnie dobrych zakończeń. Z klimatem (np. Mroźnym). Bez strzelania czy latania z siekierami, a jednak krwiste i przerażające w ramach przyjętej konwencji. Z dystansem do rzeczywistości o tyle, że wiemy, że to wszystko dzieje się na niby, ale mogłoby się – może, hipotetycznie – wydarzyć i gdzieś kiedyś komuś przydarzyć. Ale nie, raczej nie.
A jednak film wciąga widza na tyle, że nie pozwala mu się znudzić. Perypetie bohaterów uwiezionych w … (nie napiszę w czym) podczas powrotu ze szkoły do domy na wesołe święta bożego narodzenia i ich oczywista walka o przetrwanie to wynik – jak to zwykle bywa w horrorach – zbiegu okoliczności oraz próby skrócenia drogi skrótem. Zjazd z nudnej autostrady w ośnieżona boczna, acz piękną, dróżkę zapowiada początek kłopotów. A towarzystwo spotkane w ostatniej przed zjazdem stacji benzynowej nie napawa nadzieja, że ktoś przyjdzie z ratunkiem w tym przedświątecznym czasie.

Evangelion 1.11 - (Nie) jesteś sam
Nie znałem serialu na podstawie którego kilku pierwszych odcinków powstała pierwsza część tetralogii, czyli Evangelion 1.11 - (Nie) jesteś sam (Evangelion 1.11 - You are (not) alone). Ale, że nie boję się anime i czasem odnajduje w nim to, czego nie ma w sieczce Made in Hollywood - to obejrzałem. A oglądając miałem nieprzerwane wrażenie, że coś mnie omija, coś o czym nie wiem dzieje się z boku. To tak jak oglądać wierną adaptację powieści, nie znając tej powieści. Wizja autorów filmu wtedy jest pełna skrótów. Ci co czytali - wiedza czym wypełnić luki. Reszta czuje się lekko skołowana.
Pomijając to wszystko to jest nieźle. Ciekawy pomysł (SF) na świat w przyszłości (po kataklizmie), ciekawy pomysł na “inwazję aniołów” oraz walkę ludzi w obronie Ziemi. Wplecenie tego wszystkiego z Pismem Świętym i nawiązania chrześcijańskie, to chyba największa egzotyka dla… twórców jak i odbiorców Anime z kraju kwitnącej wiśni i ogólnie ze wschodniej części świata. Przypuszczam, że mistycyzm dla nich jest mniej więcej taki jak dla nas, gdy oglądamy filmy z Buddą w tle.

Przychodze z deszczem (2008)
Hongkong. Mafia. Detektyw z przeszłością. Zaginiony syn miliardera.
Czego spodziewalibyście się po takiej mieszance? Wybuchowego azjatyckiego kina akcji z domieszką sensacji. Czegoś lekkiego na pochmurne popołudnie. Filmu, który pozwoliłby na lekkostrawną rozrywkę i chwile potem już wyleciał z pamięci.
Błąd. I zaskoczenie. Całkowite. Przychodzę z deszczem to bez wątpienia jeden z tych filmów, które ciężko się ogląda. Ciężko dlatego, że z każdym obrazem widz czuje ostre kłucie. Czuje jak film kawałek po kawałku zapisuje się w mózgu. Aby pozostać tam na lata. Może dekady. Aby nigdy nie ulecieć z pamięci. Pełna smutku i brutalna jednocześnie historia noir.
Dramat wielu osób. Choć dla każdej dramatem jest co innego. Czy lekko zarysowany dramat miliardera, który opętany paranoją strachu przed śmiercią syna oglądał tylko za pośrednictwem telekonferencji. Jego syna szukającego swojego miejsca na świecie, czyniącego dobro i cierpiącego za swoje(?) winy.

Grobowiec świetlików (Hotaru no haka, 1988)
Grobowiec świetlików (Hotaru no haka) to anime - japońska animacja. Ale nie spodziewajcie się tutaj robo-mechów i futurystycznych walk. Bo przecież w większości z tym się Wam kojarzą wielkookie animacje.
Grobowiec świetlików to dramat anime. Wydawałoby się to zaskakujące, ale nie wtedy, gdy za produkcją stoi Studio Ghibili. I nie chodzi o to, że robią oni dramaty anime a raczej o fakt, że jest to studio produkujące nieszablonowe produkcje. Filmy Studia Ghibli zawsze zwracały na siebie uwagę nie tylko wielbicieli anime. Przypomnijmy takie tytuły jak Mój sąsiad Totoro, Księżniczka Mononoke, W krainie duchów (Sprited Away) czy wiele innych, które znajdziecie pod linkiem prowadzącym do wikipedii.
Grobowiec świetlików to jedna z pierwszych anime tego studia. Jest to smutna i dająca do myślenia opowieść o dwójce rodzeństwa w czasach wojennej zawieruchy. Zdani wyłącznie na siebie starają się przetrwać z pomocą innych ludzi jak i samodzielnie. Z jednej strony beztroskie podejście - są za młodzi by tak na prawdę rozumieć do końca wydarzenia.

Clubbed (UK, 2008)
Jakby nie próbować, to nie da się nazwać naszych dystrybutorów “bystrzakami”. Premiera światowa filmu Clubbed miała miejsce na jesieni 2008 roku. A już wiosną 2011 pojawiło się DVD z dystrybucją Clubbed w Polsce. Brawo za refleks. Ale dlaczego o tym pisze? Dlatego, że film osadzony jest w złotej erze brytyjskiej sceny klubowej. A siła przekazu z roku na rok słabnie w takiej sytuacji. To tak jakby teraz pierwszy raz oglądać Mordercze Lato. Patrzy się na to z pewnej perspektywy.
W każdym bądź razie - nie jest źle. Historia opowiada o bramkarzach nocnego klubu, o dilerach narkotyków, o gangsterach i całej ciemnej stronie, która nieodłącznie towarzyszy miejscom zabawy i nocnej rozrywki - czyli klubom. Opowiada też o tym, jak stać się silnym. I właśnie silnym staje się główny bohater - robotnik, który ma przegrane życie a żona (w separacji) przy córkach opowiada jaki to tatuś jest słaby, bezsilny.
