Dredd 3D (Dredd, 2012)
Dreddreddredd…rrrrr…
Na jakie licho producenci mają takie parcie na byle jakie rimejki? Toż to woła o pomstę do nieba! Jak i w pierwowzorze, gra aktorska ani żadne umiejętności mimiczne nie są właściwie potrzebne. To kino akcji, rozwałki, w klasycznym komiksowym stylu. Wiadomo kto jest zły, kto jest dobry, kto ma wygrać. Pokazanie tego samego co kiedyś tylko w innej, piękniejszej (kwestia gustu) otoczce można tłumaczyć tylko jednym (A to akurat najważniejsze) – sprzedażą tego samego ponownie. No i to właściwe mogłoby zamknąć rozważania dlaczego, po co i dla kogo powstał nowy Dredd. Czyli już wiemy.
Film nawet bez porównania z pierwowzorem nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot kalka z pewnej historii przeniesiona na ekran z rzemieślniczą precyzją, całkowicie pozbawiona czegoś, co kino mogło dodać do tej historii tworząc ją zapamiętaną. Jak to jest, że Dredda #1 pamiętam do tej pory, a Dredda #2 zapomnę pewnie szybciej niż nadejdzie lato.
Uprowadzona 2 (Taken 2, 2012)
Bez zaskoczenia.
Kto oglądał część pierwszą może sobie wyobrazić część drugą i zadecydować, czy oglądać to samo po raz drugi. Zmienia się trochę scenografia i parę osób dramatu. Ale ogólnie rzecz biorąc chodzi o to samo. Dla tych co pominęli w jakiś sposób część pierwszą. Liam Neeson odgrywa czułego ojca rodziny będąc jednocześnie doskonale wyszkolonym w walce agentem. Więc zgodnie z oczekiwaniami jacyś źli ludzie muszą mieć mu wiele złego do powiedzenia, zrobienia i te pe. Oczywiście naruszają „domowy mir” przez co Liam, nasz superagent, musi chronić rodzinę. Akcja rozkręca się od razu w wiadomym kierunku (w obydwu częściach).
Liam niczym przecinak o masie lokomotywy idzie i eliminuje kolejno każdego złego. Zabija ich wszystkich, gołymi rękami, czy pistoletem, czy jak tam się trafi, męcząc się przy tym lekko.
Resident Evil: Damnation / Potępienie (2012)
Resident Evil: Potępnie jest komputerową animacją, prequelem do wydarzeń, które rozgrywają się w grze komputerowej Resident Evil 6. I w porównaniu z kinowym filmem RE6 Retrybucja jest filmem niemal doskonałym. Trzeba wziąć pod uwagę, że film ten to teaser (zachęcacz) do poznania dalszych wydarzeń w grze komputerowej. I jest do niej doskonałym uzupełnieniem. Ale także jako samodzielny film osadzony w uniwersum stworzonym przez korporację Umbrella – zdecydowanie „daje radę”.
Pierwszy kinowy Resident Evil powstał w 2002 roku. RE Potępienie z 2012 to już dekada istnienia serii Resident Evil w formie filmowej. Oczywiście gry były wcześniej – pierwszy RE (Biohazard) miał premierę w 1996 roku. Od tego czasu firma CapCom (wydawca gry) zaszczepiła w mózgach i sercach wielu osób (najpierw graczy) chorobę – uzależnienie od świata, gdzie broń biologiczna wymyka się co chwilę spod kontroli. Zmaganiom więc nie ma końca, i też nie zapowiada się, aby kiedyś ten koniec nastąpił.
Igrzyska śmierci (The Hunger Games, 2012)
Zaskoczenie. Pozytywne.
Igrzyska śmierci – fabularnie zapowiadały się dość podobnie do wielu filmów, jakie już widzieliśmy. Ot, z jakiegoś powodu w świecie przyszłości, bogaci mają taką rozrywkę, że oglądają neo-igrzyska. Czyli wrzucają w śmiertelnego Big Brothera ludzi, którzy mają się tam zabijać ku radości widzów. Show must go on! Ileż to takich filmów było i ile wariantów scenariusza? Dość sporo. Dlatego niewielkie szanse dawałem The Hunger Games…
I tutaj zaskoczenie. Pozytywne.
Igrzyska śmierci zaczynają już od początku wciągać, interesować. Lekko komiksowa kanwa scenariusza sprawia, że wiemy, że to nie jest na serio. Film nie stara się przerodzić w emocjonujący dramat, zadający wzniosłe pytania o naturę rzeczy, nie moralizuje do przesady. Ot, twórcy postawili na to, że dostarczą widzom rozrywki w stylu klasycznego SF i udało im się to wyśmienicie!
Resident Evil: Retrybucja 3D (RE:Retribution, 2012)
Fani RE mogą przetrwać.
RE Retrybucja to kontynuacja „sagi” filmowej z nieśmiertelną Alice walczącą ze złem (czyli ogólnie korporacją Umbrella). Z oczywistych względów też film jest stworzony pod fanów serii, którzy wiedzą o co chodzi, a co ważniejsze lubią tego typu kino. Kino w którym wiadomo, że Alice (Milla Jovovich) w końcu wszystkich (zombiaków, złych pracowników korporacji, oraz innych wrogo do niej nastawionych osobników) zabije, zatłucze, zastrzeli lub posieka. I tym osobom (widzom znaczy) się to spodoba. Pozostali kinomaniacy, którzy oglądali którąkolwiek wcześniejszą część a potem otrząsali się z niesmakiem - lepiej niech omijają ten film. Nie znajdą w nim niczego, czego nie widzieli poprzednio.
Prawo serii - czyli film o tym samym pokazany w innej scenografii, z dodaną niejako na przyczepkę prostą fabułą - dla pierwszych to zaleta, dla pozostałych widzów wada.